Kiedy zacząłem skanować swoje analogowe zasoby, zastanawiałem się nad stanem swojej pamięci. Mimo że było to lat temu 40, to przecież niemoc sklerotyczna jeszcze mnie nie dopadła. A poza tym podobno oznacza się ta niemoc tym że znakomicie pamiętamy co się robiło lat temu 40 a nie pamięta co się mówiło 5 minut temu.
Wtedy w 1975 roku fotografowałem wszystko co mi się nawinęło pod rękę. Tak mi się wydawało.Nic mylnego. Okazało się że instynktownie byłem w tym jakoś uporządkowany. Pierwsze zdjęcia Krakowa to moje wędrówki za ... Henrykiem Hermanowiczem. Członek ZPAF, uczeń Jana Bułhaka, autor licznych albumów o Krakowie i nie tylko. Wtedy ( i teraz ) był dla mnie mistrzem niedoścignionym. Do dzisiaj posiadam jego miniaturowy (sic !) album fotografii o Krakowie. To właśnie wtedy w 1975 roku był inspiracją moich fotograficznych włóczęg po Krakowie.
Pewnie doszedłem wtedy do wniosku że nie trzeba Ameryki odkrywać skoro Ameryka już odkryta. Więc chodziłem ze swoim Zenitem E po Krakowie i łapałem klatki Hermanowicza. A raczej starałem się. Bo oczywiscie w swoim młodym łbie nie myślałem o charakterze zdjęcia, o uchwyceniu klimatu miasta itp. Chodziło mi o literalne wychwycenie tego co pokazywał Hermanowicz. Niektóre klatki się udawały drugie oczywiscie nie miały szansy. Hermanowicz fotografował w latach 60 - tych ( przynajmniej ten album ) co zupełnie nie pasowało do okresu wielkiej propagandy Gierka.
Kraków 1975 - 1976
Marek Lasyk. Kraków 1975 - 1976
Wtedy w 1975 roku fotografowałem wszystko co mi się nawinęło pod rękę. Tak mi się wydawało.Nic mylnego. Okazało się że instynktownie byłem w tym jakoś uporządkowany. Pierwsze zdjęcia Krakowa to moje wędrówki za ... Henrykiem Hermanowiczem. Członek ZPAF, uczeń Jana Bułhaka, autor licznych albumów o Krakowie i nie tylko. Wtedy ( i teraz ) był dla mnie mistrzem niedoścignionym. Do dzisiaj posiadam jego miniaturowy (sic !) album fotografii o Krakowie. To właśnie wtedy w 1975 roku był inspiracją moich fotograficznych włóczęg po Krakowie.
Pewnie doszedłem wtedy do wniosku że nie trzeba Ameryki odkrywać skoro Ameryka już odkryta. Więc chodziłem ze swoim Zenitem E po Krakowie i łapałem klatki Hermanowicza. A raczej starałem się. Bo oczywiscie w swoim młodym łbie nie myślałem o charakterze zdjęcia, o uchwyceniu klimatu miasta itp. Chodziło mi o literalne wychwycenie tego co pokazywał Hermanowicz. Niektóre klatki się udawały drugie oczywiscie nie miały szansy. Hermanowicz fotografował w latach 60 - tych ( przynajmniej ten album ) co zupełnie nie pasowało do okresu wielkiej propagandy Gierka.
Kraków 1975 - 1976
Oczywiście na pierwszy ogień poszedł Wawel. Jego zakamarki, baszty, wykusze to był dla mnie niezwykły klimat. Dzisiaj nie uchwyci się tego już w taki sposób. Dlaczego ? Jest mniej zieleni, bardziej uporządkowanej nie ma takiego zielonego buszu.
Ta klatka uprzytomniła mi że na Wiśle pływało się jachtami. Dzisiaj tylko przy okazji jakiś zawodów. Wtedy jachty zacumowane po drugiej stronie Wisły niedaleko nie istniejącej jeszcze Manggi było normą
Wawel z drugiej strony Wisły oczywiście niezmienny. Jak już pisałem zdjęcie robi zieleń. Spróbujcie zrobić dzisiaj. Podejrzewam że nie ma połowy drzew i zieleni.
Były też próby pierwszych nocnych zdjęć Wawelu. Przyznam że kiedy zeskanowałem te klaty nie mogłem wyjść z podziwu jak ja je w tamtych czasach zrobiłem...
Ta klatka a właściwie motyw powtarzała się u mnie w archiwum kilkakrotnie.Będzie jeszcze jej wersja w kolorze. Ale tu czarno biała wersja.
Te cztery poniższe klatki najbardziej lubię. Może dlatego że są najbliżej klimatu Hermanowicza, a może dlatego że są robione w najbliższym memu sercu miejscu Krakowa na Rynku Głównym i Floriańskiej.
A ten kadr jest przeze mnie najbardziej ulubionym tematem z Krakowa. Podpatrzyłem oczywiscie u Hermanowicza. Czy on z kolei widział to gdzieś indziej nie wiem. W każdym razie dzisiaj na pewno nie miał oczu ten który robił tzw. roll-apy dla miasta Krakowa. Niedawno oglądając je w czasie jakiejś konferencji stwierdziłem że kadr właściwie ten sam tyle tylko że ....bez pomnika Adama. Pokrzywiony, pochylony
kompletnie bez sensu. No cóż. Inne czasy, inni ludzie , inna wrażliwość.
Marek Lasyk. Kraków 1975 - 1976
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz